Forum www.blastwavepst.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Przeszłość "Nomad" Proxy - Zdarzenia losowe

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.blastwavepst.fora.pl Strona Główna -> Pamiętniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Proxy
PostWysłany: Śro 0:11, 30 Sty 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~kolejne pustynne domki do oczyszczenia i wyciągnięcia ewentualnie żywych.

1200 metrów. Dobre miejsce na usadzenie swojej ukochanej gruntownie przerobionej 96. Rozkazy były jasne, wręcz prawie rutynowe. Leżąc obserwowała podwalające się budynki.
Z mutantami nigdy nie było nic wiadomo. Najlepszym sposobem na nich było 20 mm przeciwpancerne cacuszko.
Byli na miejscach. Następne rozkazy dla pozostałych. Wszyscy wyskakując z Jeepa "desantowego" zniknęli w ciemnościach za wyważonymi drzwiami. Podrajcowana krzykami wydobywającymi się z domku przytuliła się do swojej broni. Wyprostowała bardziej swoją leżącą pozycję i skupiła wzrok w lunecie.
Czas się przedłużał nieregulaminowo. Nie padły żadne strzały, było słychać tylko wrzaski.
Gdy tylko wyważone drzwi przestały się kołysać, na piasku pod domkiem powstały białe promieniste plamy. Wszystkie deski i kamienie podskoczyły kuliście mając epicentrum w środku ruiny~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Proxy dnia Śro 17:37, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Proxy
PostWysłany: Śro 0:12, 30 Sty 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~było cholernie jasno. Zamiast z obrazu z oczu była mydelniczka pomieszanych kolorów. Jakieś białe pasy równoległe względem siebie. Dookoła morze jasnoszarości. Wirowało wszystko jak w talerzu zupy z białym barszczem, i tak przez cały kwadrans. Już nie kuła tak jasność, bo gdy wszedł na wizję jakiś ciemny prawie czarny trójkąt to wszystko zasłonił. Pokręcił coś ku swojej dolnej podstawy. Wszystko jakby odsunęło się w lewą stronę razem z kolorami. Nagłe zwarcie~

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Proxy dnia Śro 0:14, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Proxy
PostWysłany: Śro 0:12, 30 Sty 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~CO TO DO CHOLERY JEST?! - Krzyknął żołnierz który wparował do pustynnego domku.

Pomieszczeniem był jakiś prosty schowek, z odrapanymi ścianami z farby ...Z totalnie gołymi ścianami. Nie było tak żadnego narzędzia, ani żadnego... czegokolwiek. Ułożenie ścian składało się z dwóch prostokątów.
Jeden, długi i szeroki na rozmiar drzwi, które i tak były sklejkowe na dodatek wyważone sromotnym kopniakiem. Po prawej stronie ciągnęły się zabite deskami okna. Na końcu jednak leżał jakiś Mutant, z nieźle roztrzaskana klatą po najbliższych kilku metrach. Po środku, po lewej, przechodził równolegle następny prostokąt. Był głębszy i nieco krótszy.
Leżała w rogu drugiego prostokąta od razu po lewej stronie od wejścia.

Szybko po tym wbiegł Heavy z ciężkim basem żwawych metalicznych kroków. Wystawił swoją wielką pukawę w stronę Proxy. Latarka podczepiona na końcu wielkiej maszynówki rozświetliła większe niejasności.

- Kur*a... - Wycisnął z siebie Heavy zmieszany
- Co jest? - Wykrzyczał jakiś stalker będący gdzieś na zewnątrz
- Śmieć na pustyni. HA! Dobre sobie. Pewnie jakaś świnia, kur*a jego mać, podłożona. Poczekaj - Heavy ruszył ramionami w górę, jego broń podskoczyła lekko w powietrzu.
- To ścierwo jeszcze mi nieźle kur*icy narobiło, kur*a - Chlastał słowami żołnierz.
- Śmieć? Co Ty kur*a mówisz? Tutaj? NA PUSTYNI?!
- Nie kur*a. A co tu widzisz?
- I tak to gó*no nie żyje. A wstać z łbem jeszcze może.
- To celowało do mnie, sam widziałem, kur*a. Mutant nie umie złapać dobrze broni a co jeszcze kur*a przeładować. Znam dobrze ten dźwięk, bo nie mam kur*a magazynku bez dna, idioto, i czasem zdarza mi się przeładować, nie?
- Naćpany Śmieć by tutaj nawet nie doszedł a co dopiero zabił trzech popaprańców z wywieszonymi jęzorami. To jakaś atrapa kur*a jego zaćpana pier*olona mać.
- Co jest do cholery? - Wpadł w końcu stalker, stanął między nimi i popatrzył sie w stronę rozświetlonego miejsca - Co to jest?
- Śmieć - Chórem odpowiedzieli - Może jeszcze żyć - Dodał żołnierz - Chory jesteś już od tego słońca - Skontrował go Heavy.
- Kur*a jaki Śmieć? Tutaj? - Ryczał Stalker.
- Celował do mnie!
- Tak, Ty czasem jesteś bardziej naćpany niż oni wszyscy. A Ty Nick kur*a naucz sie myśleć raz w końcu głową a nie palcem. Chociaż to co widzę to chyba ostre przejaranie, jak tych wszystkich psycholi.

Heavy zakołysał się na boki biorąc na siebie krytycyzm od dowódcy.

- I dlatego ja tutaj jestem od myślenia a nie wy. Mówisz, ze żyje, ta? Dobra, zabierzcie broń, przyda się. NIKE! CHODŹ TUTAJ! Ogarnij sytuację! - Chwila przerwy - No to jak kur*a nie masz czasu to go znajdź - odpowiedział na jakieś ciche mamrotanie na powietrzu - Dobra, wypie... - Nie dokoczył, odwrócił się do Heavyego - Weź to i zanieś do tego pacana.
- Się robi!

Wszyscy wyszli oprócz kolesia mającego pancerz na każdym calu jego skóry. Podniósł Proxy i trzymając ją na ramionach wyniósł na pustynne powietrze. Prażące słońce rozświetliło szczegóły twarzy. Blade oblicze z popękanymi i wysuszonymi na wiór ustami rzuciło się w oczu. Spojrzał się wykrzywił z gorącego zdziwienia.
- Kur*a! To babka!~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Proxy dnia Śro 0:15, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Proxy
PostWysłany: Śro 0:13, 30 Sty 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~szarpnęła nagle całym ramieniem. Wyprostowała gwałtowanie wyginając je za siebie pod lekkim kontem. Strzeliła na ślepo koło 5 razy z charakterystycznym donośnym spluwanym odgłosem. Ryk mutanta zmienił się na konkretny skowyt, gdy pociski zatapiające się na kilka centymetrów w rejony barków i głowy przeszywały go z chlupotem na wylot. Drąc wygiął się do tyłu opadając niemo na chłodny piasek, który podskoczył pod naciskiem jego martwego ciała.

Wyszarpana ze snu, z pozycji wpół leżącej po strzale, wykrzywiła się do tyłu zwracając uwagę na resztę. Dopiero teraz doszły do niej odgłosy innych mutantów walczących z ludźmi. Wiele serii różnego rodzaju broni maszynowej wymieszanej z krzykami oraz innymi typami broni pistoletowej. Wszyscy starali się biec w kierunku rozruszonych, charczących już wozów.
W trakcie osłaniali uciekających i siebie na wzajem, inni zostawali wyłapani podczas biegu i powaleni na ziemię bez szans na przeżycie, a jeszcze inni strzelali z pojazdów.

- Jedziemy! - Wykrzyczał ktoś zza okiennych krat ciężarówki znajdującej się najbliżej wielkiej grupy rozproszonych mutantów.

Ciągłe nieustanne strzały. Proxy patrzyła się przez małą chwilę jakby zahipnotyzowana.

- Do Łodzi! - Wrzeszczał jeden z doświadczonych żołnierzy mając na myśli trzy Jeepy "desantowe".

Proxy wstała w mgnieniu oka łapiąc za swoją torbę. Stanęła w lekkim rozkroku na posłaniu. Uchyliła głowę upewniając się czy dobrze ją zapina w pasie. Schyliła się jeszcze, Wypatrując prawie odjeżdżające Jeepy. Po omacku szukała 96. Po kilku próbach złapania broni przychyliła się bardziej łapiąc ją obiema rękami. Uniosła ją w górę szukając tego małego paska, który akurat teraz musiał się gdzieś zawinąć. W końcu oddzieliła go od broni i przeciskając nad głowa zawiesiła karabin na plecy. Ruszyła pędem wbijając butami swoje dotychczasowe łóżko głęboko w piach.
Strzałów z rozstawionego obozu było już coraz mniej. Rozbiegła się z ciężko kołyszącym ciężarem na plecach.
Po dwóch Jeepach było widać tylko czerwone pary świateł, ciągle podskakujące to w górę to w dół. Został tylko jeden, najbardziej oddalony. Jednak i ten ruszył ostro z kopyta. Na bagażniku był ubrany w ciemne odcienie zieleni żołnierz, już coraz rzadziej strzelał. Nie chciał marnować amunicji, aby pomagać tym, którym się nie udało. Wstrzymał się i opuścił wyjące M4. Rozejrzał się z goryczą patrząc na wielkie straty, jakie zostały zadane temu całemu przedsięwzięciu. Kołysząc się, pod wybojami małych górek, dojrzał biegnącą postać w piaskowym płaszczu z nierozświetlonego terenu małego obozu.

- PROXYY!! - Wydarł się niemiłosiernie prawie nie stając na proste nogi.

Przechylił się od razu na plecy i przygrzmocił trzy razy w tylną szybę kabiny kierowcy. Wyprostował się, kucną na baczność i zaczął wybijać podbiegające do niej mutanty. Kierowca obejrzał się do tyłu stając na moment z myślą ruszenia za chwilę, żeby samemu nie wpaść w napromieniowane macki.
Proxy mając jeszcze kilka naboi w pistolecie, przysłoniła głowę strzelając do mutantów biegnących po bokach, co spęzło na niczym, bowiem szybko zapasy w magazynku zaczęły się wyczerpywać. Zauważając to skupiła siły na biegu w piasku.
Kierowca ruszył. Proxy była już blisko. Żołnierz pozbawił możliwości ruchu jeszcze kilku mutantom. Odrzucił broń na bok, na wewnętrzne nadkole bagażnika Jeepa. Odczepił zawiasy pionowej przystawki, która po chwili opadła na dół. Sam wychylił się mocno z wystawioną ręką, by złapać towarzyszkę. Ta chwyciła go, co prawda dłonią, w której trzymała pistolet, jednak i tak wystrzeliła w powietrze. Siła żołnierza była w tym momencie imponująca. Podwinęła tylko nogi, i wleciała z metalicznym odgłosem amortyzowanej blachy przez opony kół, prawie nie uderzając o samą kabinę kierowcy. Facet, gdy się upewnił, ze Proxy jest z nim chwycił pędem za karabin. Mierząc najbliższego mutanta zabił go kilkoma pociskami, wymierzył w następnego. Ostrzelał jego głowę, która jakby została porządnie kopnięta, odchyliła się raptownie do tyłu, wraz z później opadającym ciałem. Jednak to nie wystarczało.

Wychwytując równowagę w trzęsącym Jeepie dziewczyna odwróciła się przodem to tworzonych na piachu odgnieceń pojazdu. Wymierzyła w mutanta i zacisnęła śmiercionośny palec trzy razy. Potwór mamrocząc coś padł przeturlawszy się za sprawą rozbiegu, lecz trzeci strzał był tylko tępym cyknięciem. Popatrzyła się w stronę żołnierza i chwyciła za kaburę przyczepianą do jego spodni. Szarpnęła go powodując lekkie zakołysanie właściciela srebrzystego Deagla. Wystawiła ramię i strzelała pojedynczo i celnie do pobliskich majtających się głów.

Jeep ryczał coraz głośniej nieoczekiwanie stopniowo zwalniając.

- Jasna chooooolera! - Zakrzyczał kierowca widząc, że wpadli w miękkie piaski, na których czterokołowiec nie wyrabiał przy takiej prędkości, więc dlatego zwalniał.

Samochód wydawałoby się, że już stał. Ciągle jednak jechał z prędkością jedynie 20 kilometrów na godzinę. Proxy celowała i strzelała do napromieniowanych.

Połowa ostatniego magazynku M4.

Świadom tego żołnierz odwrócił się wolno z przerażeniem na całym ciele w stronę kierowcy. Widział jak ten z wyszczubioną głową pochyla się przed kierownicą.

Wtem przykleił i docisnął się do siedzenia, wykręcił ostrą eskę.

Pasażerowie na bagażniku wypadliby nie przytrzymując się w odpowiednim momencie, gdy Jeep nieoczekiwanie dostał byczego przyrostu prędkości na twardym odcinku, wysuszonego, złotego za dnia, pustynnego piachu Pola~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Proxy dnia Śro 17:55, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 7 razy
Zobacz profil autora
Proxy
PostWysłany: Śro 17:30, 30 Sty 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~- Livić - Wytypował znane dla obu nazwisko. Poprawił siedzącą pozycję na małym parapecie wielkiej szyby ciągnącej się przez całą długość ściany sali po drugiej stronie. Założył rękę na rękę i opuścił głowę w zamyśleniu.
- Cholera... - Odpowiedział krytycznie McCoy - Mick sporo mu wisiał... Chyba jedyny, który się ucieszy - Dodał po chwili rozterek nad ciągłym topnieniem coraz to zmniejszającej się, żyjącej grupy ludzi.
- Ta... Wiem. Dowiedział się o tym przed godziną. Od razu po powrocie przyszli do niego z tą informacją.

McCoy przychylił kubeczek z pomarańczowym płynem do ust.

- Dobrze, że tylko jeden. To lepsze wieści od dłuższego czasu - Dodał połykając napój.

Po chwili System Oszczędzania Energii Produkowanej z Agregatów uaktywnił się po długiej przerwie. W pomieszczeniu za szybą światła rozjaśniły się bardziej. Dzięki czemu przez czysto przezroczyste szkło można było dostrzec oświetlone narzędzia chirurgiczne.

- Wybudza się - Zakomunikował wojskowy medyk. Dopijając szybkim ruchem zawartość trzymanego pojemniczka. Odbił się od szyby i skierował do labiryntu wyprowadzającego drzwi do pomieszczenia za szybą.

- Mogę? - Z nadzieją zapytał się w blasku ego kolega.
- Co możesz?
- Zobaczyć.

McCoy przystaną na chwilę mając za plecami żołnierza. Pomyślał płytko przez chwilę. Odwrócił głowę w bok.

- Nie możesz.
- Czemu? - Pytał ciągle wzniośle zdziwiony i rozczarowany
- Bo jesteś brudny - Odpowiedział szybko z echem znikając gdzieś za jakimiś korytarzami.

"Jednak nie będę tym pierwszym, jedynym"

Po ciągłych próbach zawiódł się kolejny i raz ostatni, bowiem nie miał już zamiaru przegrywać. Stanął na środku i obejrzał to co znajdowało się za szybą.
Widział czyste jasnoszare ściany z ciągnącymi się szafkami i pułkami. Białą wykafelkowaną podłogę. Na środku białą jednoczęściową kurtynę lekarską, za którą, jak uważał znajdowało się jakieś łóżko. Były tam także drzwi, którymi właśnie wszedł McCoy.

Ten natomiast spojrzał po nim posępnie i przekonywująco. Żołnierz wyczuwając, o co chodzi. Zerkną jeszcze na kurtynę, następnie coraz szybszym krokiem udał się, wzdłuż korytarzu, powracając do wykonywania codziennych obowiązków.

Medyk zamkną za sobą spokojnie drzwi. Podszedł do jednego z wielu pulpitów wyposażonych w tuziny przełączniczków, małych monitorków, dziwnych lampek, pokręteł z klawiaturą. Sprawdzał parametry przez jakiś dłuższy czas. Wstał od pulpitu i pochylił się nad faktycznie leżącą Proxy na łóżku o kombinacji typu operacyjnego i szpitalnego za jednym razem.~


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Proxy dnia Czw 16:29, 31 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Proxy
PostWysłany: Pią 12:13, 01 Lut 2008 Powrót do góry


Dołączył: 24 Sty 2008

Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

~- To nie jest śmieciuch... - Poinformował, od krótkiej chwili o rzeczy wszech jasnej.
- Kuźwa jego mać - Mówił panicznie drugi.
- Nie trzeba było jej tykać. Mówiłem wam - Kontynuował pierwszy rozczarowany niechcianym przebiegiem zdarzeń.
- Zamknij się! Nie trze ba było leźć za nami. Teraz to wszyscy tkwimy w tym burdelu.
- Miałeś ją przetrzymać, tępaku, a nie odebrać jej przytomność!
- A jak nie żyje? – Dopytywał po chwili jeden z kilkuosobowej grupki ludzi.

Wszystkie oczy skierowały się na leżące na gruncie nieruchome ciało.
Jakby wyrwane z życia. Niepoukładane, zatrzymane w ruchu i opadłe włosy. Rozłożony płaszcz w gestach przeszłego ruchu w powietrzu. Równie jak te martwe ciało, z którego odebrano raptem duszę, lekko blada twarz mówiła niewinnie o pasywnym bezradnym zaskoczeniu.

- Sprawdź puls - Zadeklarował ten, który powalił niemy organizm.
- Sam, kurna, sprawdź! Ja jej nie ruszałem.
- Patrzcie kto idzie - Powiedział cicho kolejny z jeszcze milczących, od dłuższej chwili.

- Wypiepszać mi stąd!! Wszyscy - Wrzeszczał na nich biegnący NcCoy.

Tłum odsunął się.

- Każdego musicie napaść, bandziory!?

Podbiegł z przejęciem. Upadł na kolana wykonując ślizg, który był obliczony perfekcyjnie, ponieważ zatrzymał się idealnie ustawiając nogi przed czubkiem leżącej głowy.

Odgarnął nerwowo włosy z jej twarzy i czoła. Popatrzył na lekko blade oblicze. Wyszarpał rękawiczki ze swoich dłoni i rzucił gdzieś w bok. Położył rękę na czole, przytrzymał chwilę sprawdzając temperaturę.

"Chłodna"

Pomyślał niezadowolony. Druga rękę przystawił do szyi sprawdzając szybko tętno. Sięgną do jednej z kieszonek na wojskowym ubiorze. Odczepił rzepę i wyciągnął długopis. Dopiero za drugim razem udało mu się wdusić wystający od góry pipsztok. To była jednak latarka. Jej ostre skupione światło skierował na oko, lekko i powoli unosząc powiekę. Sprawdził zaraz drugie.

- Jest przytomna? - Powiedział ten, który ją podhaczył.
- Jakbyście tutaj nie byli to, kurna, byłaby przytomna.

- Weź ją - Powiedział do kolegi żołnierza, który dopiero do niego dobiegł.

Ten posłusznie zarzucił broń na plecy. Stanął obok, pochylił się i wyciągną ręce.

- Ostrożnie - Rutynowo uprzedzał medyk przytrzymując sztywno leżącą głowę.

Żołnierz patrząc uważnie wsuną rękę pod kark i pod nogi nie obejmując na płaszcz.

- Zanieś ją - Rozkazał jeszcze McCoy, gdy ciało uniosło się.

Grzebiąc jeszcze po kieszeniach schował latarkę tam, skąd ją wyjął. Sięgnął do bocznej podłużnej wypchanej kieszeni. Wyciągnął malutką buteleczkę o ciemnym szkle i przylepioną wokół plakietką. Z drugiej podobnej kieszeni wyjął strzykawkę. Otworzył ją z folii dosztukowując też wydobytą z podobnego opakowania igłę.

- Krzyczała? - Zapytał się twardo tłumu.
- Nic. Nie pisnęła nawet - Odpowiedział szybko sprawca.
- Bo tak jej przypieprzyłeś - Skomentował przygotowujący się do odejścia tłum.

McCoy kiwną porozumiewawczo głową. Zmarszczył brwi patrząc dokładnie na ilość wciąganego do strzykawki płynu. Wyciągną ostrożnie igłę z materiałowej membrany buteleczki i schował ją jednym ruchem do kieszeni. Wstał na nogi. Zmieniając rękę, w której trzymał medyczne narzędzie, nie wiadomo skąd nagle wyciągnął opaskę. Odwrócił się i podbiegł do kolegi.

- Poczekaj.

Zaciągając rękaw piaskowego paska przełożył opaskę trochę nad przegubem, która zacisnęła się sama. Żołnierz wiedząc co medyk zamierza, chwycił również odkrytą rękę i przytrzymał. McCoy wymierzył igłą, dokładnie i wolno zatopił ją w materiale na ręce, ściskając miarowo wypełnioną lekarstwem strzykawkę~


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.blastwavepst.fora.pl Strona Główna -> Pamiętniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare